Dziurawe trampki.

 

Oto jestem, w rzeczonych dziurawych trampkach. Autor zdjęcia: Piotr Bodak.

        I oto myśl stała się blogiem. Długo, długo tą myśl rozważałam, kręciłam się koło niej jak dzik koło jeża, trącałam, oglądałam, pochrząkiwałam, zostawiałam i wracałam. Aż pewnego wieczora przyszło mi do głowy, że skoro chodzę w dziurawych butach, tak powinien nazywać się mój blog. "W dziurawych trampkach". Tak, jak przemierzam świat. I dalej już poszło, bo skoro już znalazłam nazwę, to nie wahałam się ani chwili dłużej. Pisać uwielbiam. Zdjęcia robić też. Dzielić się tym ze światem również, bo wychodzę z założenia, że jeśli chociaż jednej osobie moja twórczość może się spodobać i poprawić humor, albo może skłonić do refleksji, to warto dla tej osoby wyjść ze swojej nory.
        Wiecie, że ja od przeszło trzech lat nie kupiłam sobie nowej pary butów? No, dobra, miałam ich trochę, bo pracowałam w sklepie z obuwiem i nazbierało mi się stamtąd różnych zdobyczy. Co nie zmienia faktu, że noszę na zmianę dwie pary - czarne trampki i różowe adidaski. Te pierwsze są wyjściowe, a drugie w teren. Te czarne mają dziury, ale jak założę czarne skarpetki, to ich nie widać. O drugich napiszę przy okazji. Czasu nie mam na nowe buty! A już chęci do łażenia po sklepach nie mam wcale. A jak już mam, to po zakupie obuwia dla dzieci nie chce mi się już szukać niczego dla siebie. I tak chodzę wszędzie w dziurawych trampkach i nawet jeśli to komu przeszkadza, to, ja proszę państwa, mam to w nosie. 
       Będzie tu z początku dużo chaosu, bo prowadzić bloga muszę się nauczyć. Od razu zaznaczę, że jeśli ktoś nie przepada za przystankami na opisy przyrody, zachodów słońca, uczuć albo butów, to nie ma tu czego szukać. Bo to właśnie lubię. Przystanki. Żeby się w codziennym galopie zatrzymać i zadumać. Nad chmurką, nad kwiatkiem, motylem, ślimakiem, kotem (lub ulubionym butem). Lubię powiedzieć myślom STOP. Czasem jest trudno, bo myśli często są rozpędzone jak lokomotywa, zwłaszcza te ponure, niewesołe, te, które z lękiem zaglądają w przyszłość i widzą tam ciemną plamę niepewności, a gdy zwalniają, słyszę wizg protestu, zgrzytliwy i hałaśliwy jak koła hamujące na szynach - CZYŚ TY KOBIETO ZWARIOWAŁA?! JAK MOŻESZ NAS ZATRZYMYWAĆ! JESTEŚMY WAŻNE! 
        A figa. Są rzeczy zdecydowanie ważniejsze, niż ponure dumanie nad tym, dokąd zmierza świat. Takie dzieci na przykład. Nie jest łatwo mieć dzieci rok po roku. To czasami wręcz ekstremalnie trudne i takoż męczące. Ale jak już uda mi się zatrzymać, opanować, uspokoić wszystkie myśli i spojrzeć na dzieci czystym wzrokiem, zalewa mnie morze, morze miłości i czułości. Trzymam to uczucie, jak najdłużej się da. 

Raz — coś błysło jak złotem,
zamigotało zielonym klejnotem,
zatęczyło na zgięciu,
10
zachrzęściło w dotknięciu…
Więc krzyknęłam: „Ach! z tego, z tego chcę mieć suknię!” Lecz Czas, jak to Czas, zły krawiec, tak pod wąsem fuknie:
„To sprzedane do nieba — cała sztuka — szczęśliwy, kto ten skrawek widział — niech większego szczęścia nie szuka”.*

Skrawek... to znaczy chwila mija przy najbliższej okazji, ale pozostaje świadomość, że potrafię docenić chwilę szczęścia.
        No to takich przystanków będzie tu dużo. Chyba cały mój blog będzie złożony z przystanków. Na potok myśli. Nie gniewajcie się, że są takie poplątane. Dopiero się uczę je porządkować. Może się nauczę, a może nie. Pisanie pod dyktando nigdy mi nie wychodziło, w liceum zawsze dostawałam ochrzan za to, że odbiegam od tematu i płynę nie tam, gdzie trzeba. Pogodziłam się z tym. 
        Zdjęcia. Nie jestem żadną profesjonalistką. Chciałabym być. Może kiedyś. Na razie wciąż uczę się fotografować. Uwieczniam wszystko to, co mnie otacza - rodzinę, ogród, zwierzęta, rośliny. Uwielbiam robić zdjęcia. Będzie ich tu mnóstwo. A zatem, jeśli chcecie obejrzeć kawałek świata moimi oczami, to zapraszam Was serdecznie. Na przystanek w świecie Kasi, na opis przyrody, rodziny, uczuć, na zdjęcia, a czasem na muzykę i książki, bo bez tego też się w życiu obejść nie mogę.    
        Na koniec chwila z motylkiem. Polowiec szachownica to rzadki gość w moim ogródku i sprawił mi dziś wielką niespodziankę. Wypatrzyłam go z drugiego kąta działki, zza drzewa, huśtawki i masy chabaziów. Oderwałam męża od pracy w warsztacie, wcisnęłam mu dzieci, i rączo pomknęłam robić zdjęcia, zanim mnie krzyki protestującej dwulatki dosięgły. Oto kilka ujęć. Miłego oglądania!




Ach, byłabym zapomniała. Jeszcze moja piosenka tygodnia, wytrwała towarzyszka ostatnich dni. Niech Wam też potowarzyszy, jeśli chcecie.

https://


        * Maria Pawliskowska-Jasnorzewska "Czas krawiec kulawy", fragment
 

Komentarze

  1. Witaj w blogowym świecie :) już się cieszę na przystanki, będę się zatrzymywać. I do tego muzyka - super! Do usłyszenia!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz