Pierwszy śnieg.



Pierwszy śnieg.
Zdumienie, zapatrzenie, zachwyt. 
Tak powinno to wyglądać. 




Nie tak całkiem daleko od nas ktoś patrzy na ten pierwszy śnieg ze zgrozą. Ktoś szczelniej opatula swoje dziecko, dzieci, bliskich. Ktoś boi się nocy. Ktoś boi się nocy w lesie, ktoś boi się ludzi, których może spotkać, ktoś jeszcze ma nadzieję, albo już jej nie ma, i pada pierwszy śnieg. 




Drugi raz w życiu na widok pierwszego śniegu mam mieszane uczucia. Zachwyt walczy z niepokojem, a rozsądek podpowiada, że absolutnie nie muszę czuć się winna temu, że urodziłam się w kraju bez wojny i że moje dzieci są stosunkowo bezpieczne. Na ten nasz kraj można różnie patrzeć, ale jak by nie było, wciąż mogłoby (i może) być gorzej. Nie brakuje nam wody, prądu ani nie pustoszą nas susze, nie jesteśmy prześladowane ze względu na płeć, wyznanie, orientację... hm... wróć. Wróć. Wróć... 
Tak jakby niepokój chwyta znów za gardło. 
Jak długo jeszcze będziemy czuć się w naszym kraju bezpiecznie? 




Coraz częściej łapię się na tym, że chłonę widoki, te za oknem, te codzienne, te w drodze na spacer i do sklepu, wpatruję się w las na horyzoncie, w układ dachów na jego tle, w rysunek chmur nad drzewami, i zastanawiam się, czy mogłabym równie mocno pokochać jakiś inny kraj, w którym moje dzieci mogłyby dorastać bezpiecznie, nie będąc prześladowanymi ze względu na płeć, wyznanie lub orientację... Nie wiem, czy mogłabym równie mocno kochać inne miejsce. Moje dzieci jeszcze mogą. Dlatego czuję się tak, jakbym jedną nogą była już gdzieś indziej. 
Co innego dbać tylko o swoje bezpieczeństwo, a co innego o dzieci. 

"Sami są sobie winni."
"Złamanego grosza nie dam na tych Ukraińców."
"Dobrze im tak, mają za swoje!"
"A co oni, lepsi byli, że ci ich tak szkoda?"
"To są właśnie Muzułmanie..." (ze zgrozą, o zamieszkach w Iranie)
"Co to za ludzie, którzy opuszczają swój kraj!"
To wszystko są słowa, które wyszły z ust osób, które są mi bliskie. Które kocham lub lubię i szanuję. Które nigdy nie odmówiły mi pomocy. Nie wejdę do ich głów. nie zobaczę, co tam siedzi, co się tam gnieździ i wije. Nie chcę wywoływać wokół siebie mikrowojen międzyludzkich, ale chyba jestem już temu bliska. Są pewne granice, nawet, jeśli jest się potulnym jak szczenię i ceni się pokój i dialog. 
Krwawi mi serce. Ot, głupie serce, przejmuje się nieznanymi ludźmi. Obcymi. O innym kolorze skóry, innym wyznaniu, a nie daj boże innej orientacji! 
Co dalej będzie z tym naszym światem? Eh, co za pytanie... Niestety, prześladuje mnie zbyt często.
Na razie moje dzieci cieszą się pierwszym śniegiem. Staram się cieszyć razem z nimi, ale nie opuszcza mnie niepokój.





Piosenki dwie, bo się nie mogłam zdecydować.





Komentarze